Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/222

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
Stosunki pomiędzy Olaskimi a Komirowskimi zawiązały się same przez się, bo obaj ojcowie rodzin poszukiwali chciwie towarzystwa. Pewnego wieczoru na drugiem piętrze w oficynie zjawił się pan Bolesław z żoną i synem. Leon z początku nie myślał wcale, żeby zapoznawać się z Olaskimi, ale w końcu zdecydował się, zaciekawiony do najwyższego stopnia opisem Ludmiły, o której ojciec mówił z prawdziwym zachwytem.

— Słońce prawdziwe, powiadam ci jak ją zobaczysz, ciśniesz, jestem pewny, wszystkie swoje egipcyanki i królewny, a weźmiesz się do namalowania madonny polskiej. Co to za czystość, co za niebiańska słodycz maluje się na tej buzi. Gdybym był takim Corregiem albo Murillem, wziąłbym ją sobie za model i namalowałbym arcydzieło, przed któremby ludzie na kolana padali! Musisz ją koniecznie zobaczyć, bo to coś nadzwyczajnego poprostu! Twoja Anielka wyglądałaby przy niej, jak przekupka przy księżniczce. Szkoda tylko, że ma już narzeczonego, notabene, bardzo miłego człowieka, bo bym ci się kazał zakochać, o ilebyś sam był taki ślepy i nie uczynił tego zawczasu.

Leon, obrażony trochę za porównanie z Anielką, z początku nie chciał wcale iść, ale ostatecznie zaintrygowany wybrał się na herbatę do Olaskich.

— No i cóż? — pytał go ojciec na boku, skoro ukazała się Ludmiła — czy nie słoneczko?

— Ładna nawet dosyć — odparł Leon, przymrużając oczy — ale wie ojciec, że brak jej czegoś w twarzy. Powiedziałbym, że dusza zanadto

214