Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/202

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— Owszem, ale uczucie moje dla ciebie niema w sobie nic pogodnego. Inna na mojem miejsu przy tobie, śmiałaby się zapewne, żartowała, a mnie zawsze robi się smutno, tak smutno, że nie umiem powiedzieć. Widocznie tęsknota zatruwa we mnie miłość.

— Kochasz? powiedz mi wyraźnie, potrzebuję tego! — błagał.

— Kocham, ale nie tak jak inne, — rzekła z wahaniem — w naszych sercach są jakieś bóle, zmroki, tęsknoty i pragnienia i tak ich dużo, że zagłuszają zupełnie jaśniejsze uczucia. Otóż ja doznaję wrażenia, że właśnie te bóle, te ciernie łączą nas głównie i dlatego właśnie nasza miłość taka poważna, taka smutna. Ale poczekaj, niech się uleczę, a wszystko się we mnie zmieni. Ciernie nasze zakwitną, poczekaj!

Chojowski wysłuchał tej spowiedzi z poddaniem się, chociaż spotęgowała ona jego wewnętrzny niepokój. Chciał on sięgnąć głębiej jeszcze w otwierające się przed nim serce Ludmiły, ale w tej chwili wrócili Olascy, prowadząc ze sobą spotkanego na ulicy Komirowskiego.

Pan Stanisław widział już raz starego Komirowskiego, przywitał go więc przyjaznym uściskiem dłoni.

— Ważna wiadomość, — rzekł, zwracając się do przyszłego teścia — Znalazłem bardzo dobrą i wygodną lokatę kapitału dla pana.

— Dobrodzieju! — zawołał Olaski całując młodzieńca w oba policzki — gadajże, co, jak, gdzie?

Podczas, gdy pani Olaska nalewała herbatę gościom, Chojowski opowiadał co mu się udało zrobić. Jego szef zamierza rozszerzyć

194