Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/185

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

dopiero. Ma więc wuj czas nacieszyć się Leonkiem i żoną, odświeżyć się trochę, zaczerpnąć naszego powietrza.

— Nie, nie! — zawołał energicznie pan Bolesław.

— Dlaczego, dlaczego? Nie rozumiem wuja doprawdy, mówił niechętnie pan Janusz. Cóż wuj będzie robił tutaj?

Patrzył bystro w przygasłe źrenice gościa, a w spojrzeniu tem tkwiło coś, zbliżonego do politowania.

— A może wuj o tych starych historyach jeszcze nie zapomniał — rzekł po chwili milczenia, uśmiechając się. — Niech mi wuj wierzy, iż w Warszawie naprawdę nie ma co robić. Bo dużo, dużo zmieniło się u nas przez te trzydzieści lat. Nietylko u nas zresztą! Komiwojażer zastąpił podjazdową kawaleryę, robotnik żołnierza, fabrykant generała, maszyny odgrywają rolę dawnych dział, a para — prochu. Tak, tak, wuju kochany! Inne czasy nastały na całym świecie! Dalekonośnym pociskiem jest mój agent, który dociera aż za Ural i do Berlina. Kto ekonomiczniej i lepiej produkuje, kto więcej sprzedaje, ten górą! Kto zaś kupuje nie sprzedając, ten zostaje na głowę pobity, chociażby wygrał sto krwawych bitew w polu! Kto wie jednak, czy z czasem i my nie zwyciężymy, tak jak nas dotąd zwyciężali tacy niemcy. Zwyciężymy, powiadam, bo mamy dobrze zorganizowaną armię przemysłową. Wobec tej olbrzymiej roboty, w obec tych zapasów, wasze podziemne kretowiska, to poprostu zabawka dziecinna!

Stojąc przed Komirowskim, wymachiwał rękami, jakby naprawdę brał Udział w bezlitosnej walce o byt pomiędzy narodami, oczy mu błyszczały, twarz ożywiła się...

177