Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/43

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Potem, podawszy sobie ręce ziemią czarne,
Rozeszliśmy się... Ległaś sama w sen na trawę,
A ja, jak gdybym deptał zgliszcza kniej pożarne,
Gnałem bez tchu przez bory na mych gwiazd obławę...

...Powróciłem po długich dniach z głową zwieszoną,
Czarny, chudy, milczący... z pustemi rękoma.
Obojętnie patrzyłem na twe nagie łono
I pod drzewem jak kłoda ległem nieruchoma.

I tyś patrzyła na mnie zdumiona i obca,
Jedząc czerwoną wargą soczyste owoce...
Lecz w noc, nie śpiąc, dumałaś u skalnego kopca
I ja, nie śpiąc, minione wspominałem noce.

Zeszliśmy się północą, z pod oka nawzajem
Patrząc na się, nie plotąc nagich ciał uściskiem.
Rano poszliśmy w leśny jar suchym ruczajem
I błądziliśmy długo czarnem uroczyskiem.

I nie mówiąc nic sobie, szukaliśmy, niemi,
Jednem spojrzeniem, gdzieśmy zakopali pęta?
Lecz nie mogliśmy, znaleźć poruszonej ziemi
I żadne z nas już ścieżki w puszczy nie pamięta.

Wróciliśmy z wbitemi do ziemi oczyma.
I długo w noc siedzili z głuchą próżnią w skroniach,
Wsparci o siebie wzajem nagiemi plecyma,
Z łokciami na kolanach, płacząc z twarzą w dłoniach.



39