Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/139

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Wytężcie słuch, gościńce i sioła i miasta!
Kto uszy ku słuchaniu ma, niech słucha czujnie!
Choć pada mąż, choć płacze dziecię i niewiasta,
Jednoczy się w zbudzeniu, co spało potrójnie!
Padła na zagon żyzna czarnej krwi omasta,
I ziemia cięta stalą przez cięcia się zrasta!

Czuj! Pragnij! Wierz! W straszliwych ognia błyskawicach
Oczyszcza się los nowy! Czas przyszedł, jak złodziej
I fałszywe bałwany burzy na granicach
I rzeczy coraz większych co chwila się spodziej!
Zdumienie w wszystkich ludzkich przegląda się licach,
Że historja, Historja chodzi po ulicach!

O czem śniono, marzono, by dożyły wnuki,
Co aż niepodobieństwem nam dożyć się zdało,
Co było, jak tęsknoty widmo, żywe, póki
Śni się, lecz jawa wątpi, by oblokło ciało:
Dzisiaj, pomiędzy dymy i grzmiącymi huki,
Naocznie, dotykalnie zamieszkuje bruki!

Dla upojenia chwili tej, Jutrem ciężarnej,
Sto lat oczekiwania nie było za długo!
Żaden ból wycierpiany nie był za ofiarny
I dostateczną żaden trud nie był zasługą,
W tej dobie naprężonej, gorącej i parnej,
Gdy Wolność więź rozsadza, bucha w słup pożarny!


135