Page:Staff - Dzień duszy.djvu/87

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
77
ZMOWA


»Grozą jest czuć się synem bezdni! Gdy w tęsknocie
»Załka, powiem, że — matka — zrodziłam je w męce.
»A ty, żeś ojcem, powiedz bezkresów sierocie...

»Niech wierzy, że czuwają nad nim czyjeś ręce...
»Mówmy mu, że są kwiaty, bory w słońca pięknie,
»Niech wzrok trwożny zasłonią mu kłamnych snów wieńce...

»Uwierzy! Przed marzeniem własnych tęsknot klęknie!...
»Niech widzi ptaków loty i rodzące drzewa...
»Lecz prawdy niech nie zdradzi mu nikt! Bo się zlęknie«.

I dziecię żyje... rośnie... W słońcu się wygrzewa,
Słyszy śpiew ptaków, w trawie szumiące strumienie,
Upaja się róż wonią i weselem śpiewa...

I wierzy, że są ludzie, moc, sława, dążenie,
Wierzy, że swoje chwile zawdzięcza kobiecie,
Że kocha, z ócz kochanki chłonie tęcz promienie...

Nie rzec mu, w jak otchłannej grozy żyje świecie,
Że Przerażenie tonią, skąd wstał i gdzie wróci,
Bo takie wątłe, blade i chore to dziecię...

I nigdy się nie dowie prawdy, która smuci...