Page:Staff - Dzień duszy.djvu/59

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
49
WEJMUTA


Że, oszalała, rękami konarów
Ciemne swe skronie pochwycisz
I zaczniesz szarpać czarne swoje włosy
I milcząc zaczniesz się chwiać i kołysać
I dziko zaczniesz się giąć i kołysać
I rytmem strasznej, bezmownej rozpaczy,
Ruchem powolnym, równym i leniwym,
Niemą wymową swej gibkiej kibici
Zawodzić zaczniesz wściekłą pieśń bluźnierstwa,
Wyjącą pieśń
Nad swą potworną boleścią!

A teraz stoisz nieruchoma, ciemna,
Tylko konarów końce lekko drżą,
Jakby kobiety obłąkanej dłonie,
Jak dłonie ramion naprzód wyciągniętych,
Co poruszają się lekko,
Jakby płoszyły jakiś sen bolesny,
Jakby broniły się rozpacznej myśli
Lub jakby kogoś uspokoić chciały,
Lub jakby duszę uspokoić chciały,
Że łza, co w serce upada, nie pali,
Że rozpacz szponem duszy nie rozdziera —
Jakgdyby ruchem swym zaprzeczyć chciały,
Że ból żre serce, że cierpienie boli...
Konary twoje ciemne lekko drżą,
Jak dłonie ramion naprzód wyciągniętych,
Co uspokajać chcą i czemuś przeczyć,
Choć same w niemą mowę swą nie wierzą,
Wierzyć nie mogą!
Nie mogą!!

Siostro sosno, siostro sosno,
Kończ swoją spowiedź żałosną! Mów!