Przestał jej miłym być pieszczony paw,
Łabędzie białe i stubarwne krosna,
Perły i czary rznięte z drogich law.
W śnie, z krwi wykwitnął jej młodzian... Krwi wiosna!...
Kryć przychodziła lęk snów w tajny mrok,
Tu baśń jej przędła tęsknica miłosna...
...Gasły zachody, mijał miesiąc, rok...
A żadną zjawą park się nie zaludnia,
Codzień chwiejniejszy był dziewczyny krok...
— Raz o głaz wsparta, przez noc do południa
Płakała... Poszła... Nie wróciła już...
Później pod głazem było źródło, studnia...
Z latami wypił czas źródlany kruż...
Dziś głaz zbiegają jeno wilgne dreszcze,
Pełznąc pod mchami, jak żmije wśród róż...
Szmery ich głuchą nocą słychać jeszcze...
W głazie coś tętni cicho i coś drży:
Życie strumieni srebrnych w nim szeleszcze.
W głazie strugami płyną czyste łzy
Smutnej dziewczyny i kształt opływają
Młodziana, co go poczęły jej sny...
Kształty posągu w tym głazie się tają,
Rzeźbione łzami, co przez długi czas
Wsączane w kamień, linie wyżłabiają.