Page:Staff - Dzień duszy.djvu/36

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

UROKI.



Dziwnie się coś popsuło w moim ciemnym młynie,
Że mi najzdrowsze zboże mle na popiół szary,
Odkąd zboże me idzie na chleby dziewczynie,
Którą omija nawet pies-włóczęga stary.

Krzyczano, że się tarza w plugawej rozpuście!...
Cóż jam winien, żem musiał ukochać wszeteczną?
Matka ma zmarła z żalu... O ludzie, odpuśćcie!...
Wszyscy pomrzemy... Daj jej, Panie, światłość wieczną.

O dziwne, że mi młyn mój tylko popiół sypie,
A głód mój i dziewczyny mej płacz woła chleba!...
Ostatni kęs spożyłem na swej matki stypie...
Snać klątwę na stodoły me rzuciły nieba...

...Dziś nocą skradłem zboże z braterskich śpichlerzy!
Nie rzucę swej dziewczyny dla zbłagania kary!...
Tam w chacie blada, głodem obłąkana leży...
A młyn skradzione zboże mle na popiół szary!...