Page:Staff - Dzień duszy.djvu/163

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

STRAŻE.



Wychowywał mnie twardy trud, mój Bóg domowy. —
Położył mi na karku ciężką pięść ojczyma,
Lecz w duszę siał mi ognie złotemi oczyma
A nocą patrzeć kazał w mądre oczy sowy..

Hej! Zaprzągłem do pługa parę białych wołów,
Święty swój gaj granicą czarnoziemnej skiby
Oborałem! Nie wejdą do mojej sadyby
Upiory, miód i pszenny chleb kraść z boskich stołów!

Dziś z śmiechem patrzyć umiem w jasne słońca oczy!
Nie znam dłoni, co skroń mą do ziemi przytłoczy,
I nie rozumiem, co to poddać się lub ulec.

Bom schroni swojej straże rozstawił naokół:
Przypomniał swój dziób krzywy mój niezlękły sokół
I krzywe szpony począł ptak siły, krogulec...