A gałęzie w ciemności w potworne ramiona
Wyrastają, wyrasta mnogość nieskończona
Ramion suchych i czarnych, które wichrem gięte,
Zdają się wabić mnie ku swej dziedzinie...
Nie pójdą ku wam; bo gdy wiatr zawieje,
Szum wasz wyszeptać może w północnej godzinie
Imię przeklęte
Tego, przed którym dusza moja z trwogi mdleje.
I nie mogę już wrócić! Bo w ciemnej zamroczy
Poza mną błyszczą zimne, przenikliwe oczy,
Co wzrokiem w tę głąb nawet mej duszy się wkradną,
W którą spojrzeć odwagi nie miałem aż na dno...
Nie śmiem wracać! Bo gdybym spojrzał w te źrenice
I wyczytał mej duszy skryte tajemnice,
Taką bluźnierczą zawyć musiałbym rozpaczą,
Że gwiazdy, które blaskiem drogi swoje znaczą,
Zastygłe, zgasłe runęłyby społem
Na ziemię, co się rozpadnie popiołem!...