Page:Sny o potędze.djvu/44

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
40
JESIEŃ


Woła szyderczo, świecąc ślepi szkliwem białem,
Żem grzechy swe miast zabić, stroił w tęcz odzienie,
Że miałem iść przez ciernie, a ja — tchórz — zostałem,
Żem wielkich pragnień ptaki zabił podłą dłonią,
Co wyrzut mają w oczach mrąc, lecz się nie bronią...
Niechaj nie wstaje słońce — bo cichsze są cienie...
 
Teraz śpi potwór. Jesień płacze łzy mętnemi,
W mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępione łany...
Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi,
Drzwi, co w świat czucia wiodą, głucho się zawarły.
Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej,
Gdzieś dawno przed tysiacem wieków zapomnianej.