Page:Sny o potędze.djvu/113

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

SZARA SPĘKANA ZIEMIA...

Szara, spękana ziemia, ugor zjałowiały,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,
Pustka równa, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę w dumne szczyty —
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: Oto nasze życie;

Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy
Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.
A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,
Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce —
Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,
Myśli chcące w dal szumieć, jak orły-latawce —
Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozplata:
Tragedye śmiesznie, smutno zaś komedye świata.

Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,
Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści