Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/94

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Uwierzyłem. Jakżebym mógł nie uwierzyć?
I otom władca świata i życia. I oto

»Uczę, że piękną i dobrą jest siłą
Życie... »Kłam!« — wołasz i w twarz mnieś uderzył?
Przecie sam chciałbyś, by to prawdą było...«

 Dla mnieć to prawdą już. I uczę innych uczynienia tego prawdą. A gdy tak uczę,

 »to tak jakbym rzeszy
Pielgrzymów stopy mył ranne z udręki...«

(Ptakom niebieskim).

»Brat mój się zgorszył ze mnie i spłoniony gniewem
Rzucił kamieniem na mnie. I oto mną gardzą
Wszyscy, a dawne druhy wobec mnie się hardzą,
Zwąc mnie kłamcą, a słowo me obłudnym siewem.

Raz chory, co miał umrzeć, wzywał duszy mojej,
By mógł chcieć, czego nie chce i czego się boi.
I śpiewałem mu słodko, kołysząc, jak dziecię.
I zaczął się uśmiechać do snów, jak do ludzi.
Nieprawdą jest — powiadasz — co w nim radość budzi?
Ale uśmiech i radość w nim jest prawdą przecie«.

(Gałąź kwitnąca).

 Niewierny wszystkim prawdom, wyrzekłszy się szukania prawdy stałej, »pielgrzym wesoły« ma jednak »prawdę« swoją, którą zdobył, którą stworzył sobie:

»Prawdą jest, co duszę cieszy«.