Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/112

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

 I wiesz, że tchórzowstwem jest i zagładą snów skazywać je na wieczne wygnanie z życia, na wieczną lękliwą ucieczkę przed próbą realizacji.
 Jeślibyś wyśnił coś istotnie wielkiego, jakiś sen o Bogu, musiałby sen ten nad życiem twem zaciężyć.

»Bowiem jedyne godne Wielkich Bogów imię
To życie ich wyznawców i waga ich plonów!
O życie moje! Bądź mi święte i olbrzymie!«

 Takeś zakończył twój Dzień duszy. Zaś w Mistrzu Twardowskim śpiewałeś:

»Oto pogłębmy trudem tysiąckrotnym
Tych pogardzonych ziemskich strug koryta,
Których dna skryte brudnym mułem błotnym
I zgniłem zielskiem cała toń poszyta...

Pilnie wygrzebmy wydmy, mielizn piaski
Własnemi dłońmi. Oczyśćmy zatoki,
Niech czysty kryształ słonecznemi blaski
Tryska zwierciedląc czar toni głębokiej.
Brud, co przejrzyste wody w mętów waśnie
Kłócił, niech zniknie przed naszemi wzroki!
A potem w głębi rozłocone jaśnie
Zaklnijmy wszystek cud ducha skarbnicy:
Wszystkie sny złote, pieśni serca, baśnie
Uczuć i wszystkie bogactwa w świetlicy
Zapracowane marzeń...