Page:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/107

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

bowiem masz już z czem sprawdzać ich wskazania: z pewnym drogowskazem jedynej prawdy twej duszy.
 Słup słupowi nie będzie cię już odsyłał w drogi powrotne. Nie grożą ci błąkania »wahadłowe«, bez końca, bez wyjścia i kroku postępu, bowiem masz teraz w sobie swą prawdę, co »niby dobra, mądra matka« powiedzie cię w drogę twoją, we własną, wolną drogę twoją, poprzez błota i słoty, poprzez dżdże i mgły, przez puszcz leśnych ostępy, przez zapadliska, wykroty i zrywne turnie życia...
 Bowiem

»prawda twa jest jedna, choć jest prawd tysiące«.

 Niewierny być możesz i będziesz wszystkim prawdom, lecz prawdzie twej duszy zawsze zostaniesz wierny, bo niewiernym jej być nie możesz.
 I to jest mądrość istotna: mądrość potęgi.
 Bo mądrość potęgą być musi. Jest potęgą.
 Zaś bynajmniej mądrością nie jest, gdyż jest niemocą, sprzeniewierzać się prawdzie swojej, lub nie mieć jej wcale. Niemocą jest, nie zaś mądrością nie być sobą: być wiecznie »z sobą sprzecznym«.
 Niemocą jest i zatraceniem siebie pozwolić »lekkomyślności, płochej weselnicy przedrzeć sakwę, gdzieś mądrość chował«.
 Niemocą i co najwyżej pyrrhońską »pogodą« jest zasada twa: goń chwile rozkoszy, gdziebądź i jakiebądź, chwytaj je »ukradkiem, gdy ból nie na straży«, tul namiętnie rzucone ci w objęcia przez traf ślepy — »nagie wśród lasu dziewczyny«...