Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/86

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 On siedział nieruchomo, palce kurczowo zaciskały flakon, a pierś palił mu płomień rozpaczy. Nie mógł zdobyć się na odwagę, aby skończyć z tą kobietą, nie miał dość rezygnacyi, by skończyć z własnem życiem i stawić czoło wiecznym katuszom. Zbrodnia jego, za którą nie odpokutował dotąd, przypominała mu się od czasu do czasu, niby dźwięk oddalonego dzwonu, a potem wszystko wracało do pierwszych wspomnień dzieciństwa, bo z mlekiem swej kastylskiej mamki wyssał był już widmo piekła.
 — Mój drogi Antoni, co ci jest? Nigdy jeszcze ani nieszczęście, ani smutek nie złamały do tego stopnia twego szlachetnego serca. Jakże mam cię pocieszyć w tem strapieniu, powiedz, najdroższy? Będę mówiła o twej ojczyźnie, o pięknych kościołach, nocach hiszpańskich, takich uroczych, pełnych życia i radości. Słowo, jedno słówko powiedz, a zadowolisz swoją biedną Maryę. Potem pozwolę ci marzyć, patrzeć się tylko będę na ciebie z czułością, jak pogrążasz się w posępnych myślach; ale wymów chociaż moje imię, wyrzecz raz jeden, żebym mogła wiedzieć, że to ty, mój Antoni, moja nadzieja, radość i duma.
 — Maryo!...
 Lecz teraz wolała-by była, by nic nie powiedział, i oddała-by życie, byle nie słyszeć powtórnie tego imienia, wymówionego głosem tak słabym, a przecież tak okropnym.
 Aby odpędzić zimny dreszcz, który jej serce przeniknął, znów grać zaczęła, ale jakby fatalizmem wiedziona, zagrała rozdzierającą melodyę Belliniego, pożegnanie Romea i Julii[1].

 Tony te zbudziły Antonia z jego nicości; podniósł się i zbliżył do fortepianu. Jej się zdawało, że go wzruszyła, porwała, jak dawniej. Więc duszę całą tchnęła w śpiew swój i muzykę; z okropną mocą wyraziła boleść pożegnania; z szalonem uniesieniom oddawała rozpacz obojga kochanków. I głos jej pano-

  1. Romeo i Julia — tragedya Shakesper’a, przerobiona na operę przez Belliniego.