Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/84

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

wieczory, spędzone przy jej muzyce i śpiewie. Tylko dla niego umiała grać i śpiewać, jego tylko szukały wszędzie modre jej oczy, jemu oddawała swe złote sploty, by je sobie około palców owijał; jemu nigdy nie odmówiła swych drżących ustek; ale zawsze też wśród wybuchów południowej namiętności kochanka oparła się jego szalowi.
 Księżyc oświetlił w pełni twarz jego. Nie było w niej już nic ludzkiego: był to potępieniec, biegnący wśród grobów nad brzegami morza Martwego, lub fakir, rozbestwiony długiem milczeniem myśli i słów, zrównany ze zwierzęciem przez post i katusze.
 A jednak była chwila, kiedy błysk wolnej woli zdawał się wystrzelać z tej źrenicy nieruchomej i dzikiej. Ale wtedy Hiszpan poczuł obok siebie jakby woń siarki, i zdało mu się, że iskrzą się obok oczy szatana. To położyło kres walce. Jako bierna i niewolnicza istota, narzędzie, posłuszne zewnętrznemu bodźcowi, otworzył drzwi salonu.
 W tym pokoju nie było ani śladu zbytku dorobkiewiczowskiego, każdy kącik wyglądał tam wytwornie. Lampa paliła się na stole, okrytym makatą, haftowaną w barwne tęcze; ściany obite na biało i niebiesko; cztery marmurowe słupy w rogach pokoju, a na nich kwiaty świeże, pachnące, rozpraszające woń swoją po całym domu. Sofy fioletowe ze śnieżnemi frendzlami, fortepian mahoniowy, na nim opery w bogatych oprawach, a na taburecie królowa tego przybytku siedziała przed klawiszami, zamyślona snadź o ukochanym, bo właśnie powtarza jego ulubione melodye.
 Odwróciła się i ujrzała go. Biedna dziewczyna, w wiośnie życia, jakaż zachwycająca i piękna! Cera raczej biała, niż różowa, choć jej i róża nie odmówiła swej barwy; źrenice niebieskie pływają w rozpuszczonym krysztale, bo łzy radości tylko co je zwilżyły; włosy w długich puklach spadają jej aż na pochy-