Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/66

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
CHOLERA.
──────
1.

 Naprzeciw wielkiego ołtarza, w kościele Augustyanów w Wiedniu, Canova wzniósł arcyksiężniczce austryackiej pomnik z marmuru kanaryjskiego. Jest to grobowiec na rozcież otwarty. Z jednej strony lew, z drugiej duch. Anioł i zwierzę, oboje spokojni, jakby uśpieni, a pomiędzy nimi postać kobieca wchodzi w ciemnię grobu, na progu jego stopę stawiając. Krok jeden jeszcze, a w przepaść się pogrąży. W tej postaci tak białej, odwróconej od świata, by lepiej myśli zebrać przed wejściem do wieczności, jest rezygnacya, nadzieja i majestat. Potem dostrzega się jakby lekki ruch w fałdach jej tuniki. Wpatrując się długo w tę postać, zdaje się, że kroki jej wloką się zwolna naprzód, że kraj szaty rozpłynie się niezadługo w mroku, co wszystko ogarnie, poza temi drzwiami jeszcze z marmuru, jeszcze z materyi, jeszcze oświetlonemi słońca promieniem, jeszcze ozdobionemi dłutem człowieka.
 Tam, wpatrzony w pomnik, z głową zwróconą na mszę, która się w kaplicy za nim odprawiała, młodzieniec miał kapelusz w ręku, nie wiedząc, jaką przybrać postawę, jak gdyby był u dworu i przypominał sobie rady szambelana. Szeroka smuga światła, spadając z szyby na szybę i z stropu na strop, zatrzymała się na jego czole, na wzorzystej kamizelce, na złotym łańcuchu i na ubraniu świeżem, zupełnie modnem, lecz pofałdowanem wszędzie od zgniecenia i podartem około guzików; krawat czarny