Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/247

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Niby zmarłych orszak biały
W nadpowietrznym już pochodzie.

Niby dusze wracające
Tych, co niegdyś nas kochali
Jak nowiny dobrej gońce,
Patrz, po szklanej jezior fali
Do nas znowu przyszły w gości,
Znowu do nas — z stron wieczności!
Ot, nas porwą w gwiazd bezmiary,
W inną przestrzeń — w inne dole,
W łzy przejrzyste, w lżejsze bole,
W szersze myśli, w świętsze wiary!

Czy pamiętasz, jak w tej chwili
My się bosko roztkliwili?
Napół w grobie — napół w raju
My już byli w martwych kraju.
Magnetycznych widzeń siła
Dusze nasze pochwyciła,
W oczach naszych — łzy zachwytu,
W sercach naszych — raj błękitu,
I w tej chwili nam się zdało,
Że te żagle już westchnieniem,
Nas wołają, tam, pod skałą
Szemrzą do nas wiatru tchnieniem,
Byśmy poszli precz z tej ziemi,
Gdzieś do Boga, razem z niemi.

Lecz wiatr powiał — wszystkie społem
Wszystkie, wszystkie przepłynęły
Tak, jak anioł za aniołem —
I gdzieś znikły — nas nie wzięły!

I ten nawet, ten maleńki,
Taki cudny żagieleczek,
Co nad wodą srebniuteńki
Stał, jak z pary aniołeczek,