lonych siedzące wojewody, a pośrodku nich stała królowa w białych szatach, Wanda.
Wanda tak blizko?
Ona sama, przez ogniany i wiatrany[1]! znamci ją dobrze — przecież już jeden syn mojego wojewody zapatrzył się na nią i odtąd skacze i śpiewa, jakby mu słonko w sam upał żniw czaszkę przepaliło — a drugi, Hardymir, dzielny wódz nasz, znać tego samego pragnie, bo i teraz jeszcze przechodząc spojrzę, aż tu on siedzi, cały ku niej podany, z wytężonemi oczyma, z wyciągniętą szyją. Nie mówię, gdyby przynajmniej twarz jej mógł był widzieć — ale nie — bo ona pod długą zasłoną się kryła i głos jej tylko z daleka powiewał.
Mało ludzi twarz jej oglądało.
Dominus vobiscum.
Et cum spiritu tuo!
Niecierpliwość na czarny węgiel spali krew moją — tyś taki spokojny ,Hamderze?
Skończyło się długie tułactwo, stoję wobec ludu mego. Kiedy koronę włożę na skronie, jak ptak lekkim się stanę; a gdyby wprzódy śmierć, gdyby... to jeszcze lekszym, bracie. Zatem dobrze mi jest.
- ↑ Ogniany i wiatrany — duchy ognia i wiatru.