Teraz ja ciebie wyzywani, Duchu! i spróbuj się ze mną!
Dajcie mi go przebić!
Dni twoje policzone.
Niecierpiany na ziemi i w grobie, poco mnie trapisz? Kto cię otoczył płomieniem i ranę, którąm ci zadał, tak świeżą po latach tyłu zostawił na piersiach?
Ty, coś miecza nic dźwigał nigdy, ręce tylko śnieżne mył w krwi ofiar na ołtarzu Marzanny, tyś chciał królem zostać?! Czyż nie byłem godniejszy od ciebie? Czyżbym ludu mojego nie był wyniósł nad wszystkie postronne plemiona? Wstrząsaj głową, groź rękoma — nie lękam się ciebie! Tyś mnie wypchnął na bezdroża świata, rzuciłeś mnie w objęcia Niemców i krzyż niemiecki zatknę na bałwanach, któreś ty tak kochał niegdyś! Oh! przeklinam ciebie precz stąd — precz! — mija twoja godzina — precz!
Za rok o tej samej godzinie będę przy tobie!
Rozstąpcie się!
Znów mi silą dorównałeś, książę!
Bo jutrzenka świta, bo jej rumiane promienie, spadły na pierś moją. Witaj mi światło, w którem od lat dziesięciu po tej nocnej męczarni znowu piję