Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/143

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
HAMDER.

 Daj, coś obiecał — daj mi spokój mój!

BISKUP.

 Palec Boży na czole twojem pisze słowo zatracenia. Tyś brata zabił! Tyś Ziemowit książę!

HAMDER.

 Może myślisz, żeś mnie zdruzgotał tem słowem, może myślisz, żeś pierwszy mi je powiedział na ziemi?! — Śmieję się z ciebie, księże!

(Pada na siedzenie Rytygiera).
Dniem i nocą to

samo powtarzały mi wiatry — milczenie głuchych pustyń wołało na mnie: „Bratobójca!“ i człowiek każden wyczytał to na licu mojem, a nic dotąd nie zdołało duszy z pod pancerza mi wyrwać. Ja miałem być i ja będę królem!

GŁOS.

 Nigdy, nigdy, nigdy!

BISKUP.

 Czyś ty przemówił, ojcze Biskupie?

BISKUP.

 Przez Imię Boga wcielonego — to nie ja.

HAMDER.

 Uciekajcie!

(Porywa się).

 Gdzie miecz, gdzie włócznia moja, zdrajcy?

BISKUP.

 Co ty widzisz? na kogo się zamierzasz? — Weź go za drugą rękę, ojcze Biskupie!

GŁOS.

 Czemuś mnie strącił tak młodym do piekła? o bracie! o bracie!