Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/136

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

odgłosy wrzawy zamkowej — wszak wy śpiewali o czarnobrewej Gudrunie?

RYTYGIER.

 Poznałeś pieśń — czyś kiedy pierwej ją słyszał?

HAMDER.

 O! wiele pieśni słyszałem i rozmów wiele. Włosy od nich mi nie pobielały, ale za to twarz mi wyschła, jak u tych, co nasłuchali się przez życie całe, a teraz nic już nie słyszą!
 Wszak prawda, lica moje podobne do czaszki, z której pijesz? Ale ja nie Hakon, ja brat, ja przyjaciel Rytygiera.

RYTYGIER.

 Owszem, ja twarz twoją lubię; taką mieli niegdyś w Walhalli[1] towarzysze Odyna. Zostań w zamku moim, Hamderze! Będziemy razem ścigać niedźwiedzie na łowach, razem chrzcić pogan, lub dumne bić chrześcijańskie pany.

HAMDER.

 Zgoda! O, znam nieprzejrzane morza traw i zbóż i bory, głucho szumiące, wielkie bory sosien. Tam przechadzają się tury i żubry koło świątyń bogów starych, a na równinach lud czeka objawienia bohatyrów, by się im poddać.
 Szlachetne rycerze! Widzę migi, słyszę szepty wasze, ale ja na pozór tylko chudy, niezdrowy, umarły; kiedy przyjdzie pora, poznacie mnie lepiej — waszemu panu zwycięstwo i sławę, wam skarby i hoże dziewoje rozdam może kiedyś. I wy też na harfie wtedy zabrząkniecie o mnie.

 A Tobie, księże Biskupie, tysiąc karków nagnę do chrzcielnicy. Będziesz musiał stanąć ty i kapłani twoi nad rzeką szeroką, bo w kościele nie zmieszczą się przygnane trzody — dary moje! Ja wiem! księże Biskupie, że i ty będziesz mnie kochał.

  1. Walhalla — niebo w podaniach północnych, w którem ucztują bohaterzy po zgonie.