Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/89

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

matki wyciskała na licach Świętosława, była tak roztkliwiającą, że sam sprawca tej okropności byłby zapłakał.
 Wacław po utracie nadziei znalezienia Małgorzaty powrócił z Świętosławem do zamku swojego. Kochał syna Małgorzaty, pieścił jak ojciec; szczęśliwy przynajmniej tą chwilą, czynił ulgę zbolałej duszy.
 Nie przestał jednakże na tem. Dobrogniew natychmiast otrzymał zlecenie wszelkiego dołożyć starania w dowiedzeniu się lub o zgonie Małgorzaty albo, jeżeli jeszcze żyje, o jej pobycie. Usłużny, wierny, przychylny giermek stary ze łzami poszedł jak najspieszniej dowiadywać się o los Małgorzaty, a to z takiem poświęceniem się, jakby własnego utraconego szukał dziecięcia.

────


VII.

 Niedaleko Zembocina leżą Proszowice. Dzień był pogodny, ciepławe słońce gasnącem życiem zwolna przechodziło nad krainą, śmiertelnych. Pożółkłe dawnych jaworów i modrzewiów liście szeroko zasiały ziemię, a w uroczystej jesiennej dobie rozciągnięta powszechnie pajęczyna wiła się po grobie natury, jakby godło szczytnej ziemskości. Spokojna żałość tułała się po czarnych, pługiem poprzewracanych niwach, a wesoła pieśń oracza malowała ten obraz w dziwnej sprzeczności. Żadne wspaniale gmachy nie zdobiły Proszowic. Kilkanaście chat rolniczych, drewniany domek Boży, a na nim wysoka, blaszana wieża składały całą, ozdobę wioski. O tej wieży dziwne były rozmowy ludu. Kiedy wieczorem przedzwoniono na Anioł Pański, a ponury dźwięk dzwonów jeszcze brzmiał w powietrzu, powiadają, że tam jakaś dziewica, czy li zaklęta królowa, z ró-