Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/133

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
UŁOMEK.

24 czerwca 1830 r.

 Znałem człowieka prawdziwie nieszczęśliwego, i oto jego historya.
 Duszę miał ognistą, wzrok płomienny, a głos harmonijny. W młodości uczuł, że natchnienie zstąpiło w piersi jego i rozpłomieniło każdą żyłę. Przybliżył ręce do strun liry, lecz słabo drżały pod wzruszonymi palcami, wydawały dźwięki ostre a niezgodne, podczas gdy w nim samym wszystko było rytmem i melodyą. Przyrodę rozumiał dobrze. Barwy jutrzenki odbijały się w jego sercu w całej swej piękności. Tęcza nie zatraciła żadnej ze swych barw ani w jego wzroku, ani w jego duszy. Potok wierne w niej znajdował echo, a wzgórza zielone, świeża rosa i kwiatów powaby, znajdowały w duszy jego czyste zwierciadło. Duch jego mógł się rozprzestrzeniać aż do nieskończoności i wzlatywać od piasków atomu do globu pędzącego w lazurze, wyzłacanego atomu niebieskich wybrzeży, i płynąć na skrzydłach wiatrów pomiędzy falami chmur, i kąpać się w fali błyskawicy zalewającej horyzont, i tonąć w grzmocie brzmiącym gniewem Boga, i zlewać się z harmonią sfer przebiegających przestrzeń, która drży pod ich ciężarem, jak struny harfy pod ręką śmiertelnika. Lecz kiedy pełen wzruszeń, zebranych w czasie przebywania w wieczności, powracał na ziemię i kiedy stawszy się niemal sam boskim lazurem i ogniem niebieskim, pragnął w dźwięcznych słowach, w wyrazach powią-