Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/801

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Niespokojny, dręczony, ksiądz d’Areynes niemógł jeść obiadu i przez noc całą nie zamknął oczu.
 Nazajutrz, wstawszy bardzo wcześnie udał się do więzienia, gdzie codziennie odprawiał Mszę świętą, poczem prosił dyrektora o przy prowadzenie Duplata do swego pokoju w gmachu więziennym.
 W pięć minut później, prowadzony przez dozorcę, pojawił się we drzwiach małego mieszkania jałmużnika.
 Idąc myślał sobie:
 — Przysiągłbym, że prowadzą mnie do tego zakrystyana. Poznał mnie i chce wybadać, ale nic z tego. Sprytny, jak widzę, ów kuzyn żony mojego wspólnika, ale ja będę sprytniejszym od niego.
 Dozorca zapukał do drzwi.
 Ksiądz d’Areynes mu otworzył.
 Ujrzawszy go więzień, cofnął się pomimowolnie.
 Były wikary pobladł, zarówno owładnięty wzruszeniem, ale mimo to stanowczym głosem: przybyłego.
 — Wejdź, proszę, panie Serwacy Duplat — rzekł do
 Eks-kommunista wszedł spokojny, jak gdyby niemając powodu do obawy.
 Odprawiwszy dozorcę ksiądz d’Areynes pozostał sam z Duplat’em.
 — Siadaj — rzekł do niego chciałbym z tobą pomówić.
 — Pomówić... zemną? — powtórzył łotr udając zdziwienie.
 — Tak.
 Ksiądz d’Areynes, wziąwszy krzesło, usiadł naprzeciw skazanego.
 Walka przewidywana, ta walka straszna miała się rozegrać pomiędzy temi dwoma ludźmi.
 — Nie poznajesz mnie, Serwacy? — zagadnął ksiądz nagle, zatapiając wzrok w twarzy Duplat’a.
 Łotr wytrzymał spokojnie owo badawcze spojrzenie.
 Nie drgnął żaden muskuł w jego twarzy.
 — Pana mam poznać... księże jałmużniku? — odrzekł, wpatrując się w oblicze pytającego. —Nie! ja pana całkiem