Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/792

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

była tak zmięszaną, że nie wiedziała zupełnie, co odpo wiedzieć.
 — Niemam jego papierów — wyjąkała wreszcie. — Myślałam, że one niepotrzebne, gdyż znałam go osobiście.
 — To są żarty! Doś w tem jest! — zawołał agent. — Nikt niema prawa nazywać się Juljanem Servaize oprócz osoby, aresztowanej po stłumieniu Kommuny i przez sąd wojenny, skazanej na deportacyą przez całe życie. Nazwisko to zatem nie może należeć do lokatora zapisanego w księdze pani.
 Inspektor spoglądał co chwila na agenta zdziwiony i niezwykle zaciekawiony.
 — Skoro niema papierów, więc zobaczmy samego lokatora — rzekł. Czy jesteś pewny panie Merlin, że znasz prawdziwego Juljana Servaize?
 Wdowa usłyszawszy to nazwisko, zbladła jak płótno.
 Wiedziała doskonale od Duplat’a, że Merlin był niegdyś tajnym agentem rządu Wersalskiego.
 — Jestem tego panie najpewniejszym — odrzekł agent. — Ten lokator nie może być prawdziwym Servaizem, gdyż rzeczywisty, będąc skazanym za zbrodnię kryminalną nie mógł skorzystać z amnestyi i dotąd przebywa w Numei.
 — Czem się zajmuje ten mniemany Juljan Servaize — zapytał inspektor.
 — Przyjechał obecnie z prowincyi i robi zakupy do swego handlu.
 — Czy jest teraz w mieszkaniu? Nie wiem!
 — Jakto nie wiesz pani?
 — Rzecz naturalna. Pan Servaize jest człowiekiem swobodnym wychodzi więc i wraca kiedy mu się podoba.
 — Dobrze, zobaczymy, czy jest u siebie. Panie Merlin proszę ze mną!
 Palmira na wpół żywa ze strachu opadła na krzesło.
 Brygadjer udał się na pierwsze piętro i przybywszy do drzwi pokoju pod numer 1, zapukał.
 — Proszę wejść — odezwał się głos z wnętrza.
 Brygadjer otworzył drzwi i wszedł wraz ze swym towarzyszem.