Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/698

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
There was a problem when proofreading this page.

ją obecny sposób jej życia, wiodąc ku rozwinięciu choroby mózgowej.
 Rodzaj jak gdyby zasłony przyćmiewał jej władze myślenia i Marya-Blanka nie opuszczając jej na chwilę stwierdziła z przerażeniem początek utraty pamięci.
 W pół leżąc na szeslongu ze spojrzeniem utkwionem w przestrzeń, przed siebie, Henryka pozostawała milczącą nieruchoma.
 Blanka haftowała siedząc przy niej, zasmucona cierpieniem matki, myśląc o swoim narzeczonym, ukochanym Lucyanie de Kernoël.
 Gilbert nie nie spotkawszy żadnej z pokojówek szedł wprost do saloniku, gdzie wiedział że zwykle przebywała jego żona.
 Zanim drzwi jednak otworzył, przystanął i nasłuchiwać zaczął. Niedosłyszawszy nic, nacisnął klamkę.
 Henryka z Blanką wyrwane nagle z myśli zwróciły ku drzwiom spojrzenie. Gilbert zaś spostrzegłszy matkę z córką obok siebie, drgnął i zatrzymał się zdumiony.
 Marya-Blanka znajdowała się w domu, Nie ona więc przychodziła na ulicę Ferron.
 Kim zatem być mogło owo młode dziewczę tak podobniuteńkie do niej, jak dwa kwiaty, rozwinięte na jednej łodydze?
 — Chcesz zemną pomówić? — zapytała pani Rollin ździwiona niespodziewaną wizytą swego męża.
 — Mówiono mi żeś cierpiąca, chciałem więc dowiedzieć się o twojem zdrowiu — odrzekł.
 — O mojem zdrowiu! — powtórzyła z gorączką Henryka.
 — Możnaby sądzić, iż niedowierzasz temu, a jednak to rzecz naturalna...
 — Naturalna... zapewne! A więc nie jest mi lepiej, ni gorzej. Czuję się być wciąż mocno osłabioną i dziękuję ci za twoją cierpliwość...
 — Pani Rollin mówiła zwolna cichym, jakby przygasającym od cierpienia głosem.
 Marya-Blanka smutno na nią spoglądała.
 — Powinnaś wyjeżdżać od czasu do czasu na prze-