Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/696

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
There was a problem when proofreading this page.

 — Zobaczysz!
 Jednocześnie sylwetka Duplat’a zarysowała się w głębi okna.
 — Ukryj się! — szepnął do niego Grancey — ktoś śpieszy po wschodach. Bądź gotów!...
 Duplat umknął szybko.
 Odgłos zbliżających się Kroków słychać było ciągle.
 W mieszkaniu Joanny zegar wydzwaniał ósmą godzinę, gdy Grancey na przedziale wschodów czwartego pietra dostrzegł zbliżającą się postać kobiety.
 Miał się już rzucić ku niej, lecz nagle cofnął się przerażony.
 We drzwiach otwartych swego mieszkania ukazała się Joanna Rivat z lampą w ręku i zatrzymała się w progu, oświetlając twarz nadchodzącej w tej chwili Róży.
 Grancey cofnął się osłupiały.
 — Marya-Blanka! — wyszepnął.
 Gilbert złudzony zarówno dziwnem podobieństwem, jak też nie mogąc zrozumieć co się stało, zachwiał się i wsparł na ramieniu swego towarzysza.
 — Dobry wieczór, mamo Joanno — wołała Róża z uściskiem rzucając się ku wdowie Rivat i wyszedłszy wraz z nią do pokoju zamknęła drzwi za sobą.
 — To ona!... to Marya-Blanka! — powtarzał Grancey oszołomiony.
 — To moja córka! - poszeptywał Gilbert. — Jej twarz... jej głos... jej spojrzenie. Zkad ona tu... o tej porze? Czyliżby?... Przekonać się musze natychmiast!
 Grancey przywołał Duplatta.
 — Sprawa na dziś chybiona rzekł.
 — Z przyczyny?...
 — Iż Marya-Blanka przyszła do Joanny.
 — Jakto? Córka Gilberta Rollin?
 — Tak.
 — Ale to niepodobna...
 — Milcz! i chodź wraz z nami.
 Zeszedłszy cicho ze wschodów, minęli dziedziniec, poczem wydostali się na ulicę.
 — Wytłumaczcie mi, gdyż nie rozumiem co się stało? zaczął Duplat, zatrzymując się na chodniku. — Joanna była