Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/618

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Wyszedłszy z salonu z Gilbertem, mógł sobie pochlebić, że sprawił dodatnie wrażenie.
 — Jestżeś zadowolonym? — zapytał go Rollin, skoro znaleźli się sami w gabinecie.
 Mów raczej, że zostałem oczarowany! Panna Blanka jest cudem! Co zaś do twojej żony, widzę, że nie umiałeś jej ocenić. Sądzę, że biorąc się zręcznie do rzeczy, można by od niej uzyskać zezwolenie bez uciekania się do użycia środków gwałtownych.
 — Widocznie, nie znasz mej żony! — odparł Gilbert zapalając cygaro. — Zresztą, popróbować mogę, lecz jestem pewien, że to się nie uda.
 Kto nic nie ryzykuje, nic niema! — zakończył Grancey.

∗             ∗

 Od pięciu miesięcy Joanna Rivat rozłożyła się ze swym kramikiem przy drzwiach kościoła świętego Sulpicyusza.
 Zdecydowała się wreszcie napisać do Róży, przebywającej w Blois, ale nie otrzymując od niej żadnej odpowiedzi, niepokoiła się bardzo.
 Równocześnie mniemany wicehrabia de Grancey stawszy się zażyłym przyjacielem Gilberta, bywał często zapraszanym na obiady i śniadania, podczas których tak pani Rollin jak i jej córka oceniali szczery i lojalny charakter nowego znajomego, jaki ten wprawny komedyant umiał sobie nadać z pozoru, oczekując cierpliwie rozstrzygającej chwili, w której będzie mógł pokonać opozycyę pani Rollin, gdyby takową stawiła co do małżeństwa swej córki.
 Nadszedł początek Października.
 Dnie szybko się zmniejszały.
 Liście na drzewach przybrały tę płową barwę czerwono-żółtą, poprzedniczkę zbliżającej się zimy.
 Była godzina pierwsza po południu, gdy mężczyzna w podeszłym wieku, z zapuszczoną siwiejącą brodą, dlugiemi włosami, spadającemi mu na zatłuszczony kołnierz paltota niegdyś brunatnego, z którego czas starł pierwotną