Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/585

From Wikisource
This page has not been proofread.

Patrząc na mnie będzie się zdawało pani, że widzisz swoją Różę do której tak jestem podobną.
 — Ach! jak panienka jesteś dobrą! tak dobrą jak Róża. Jeśli pozwolisz, będę cię tak kochała jak tamtę kocham — odpowiedziała Joanna.
 — Nie tylko pozwolę, ale proszę o to i wdzięczną ci będę.
 — Oto mój adres — rzekła Henryka, podając Joannie bilet wizytowy. Powiadomię odźwiernego pałacu. Skoro pani przybędziesz, wprowadzi cię do mnie.
 Joanna wzięła kartę.
 Chciała przemówić, dziękować, ale wzruszenie głos jej tłumiło.
 — No! a teraz, zrabujemy sklep pani — zaczęła wesoło Blanka. — Powiedz czy znajdziemy złote medaliki z wyobrażeniem Najświętszej Panny?
 — Oto są — odpowiedziała Joanna, stawiając pudełko, w którym znajdowała się znaczna liczba srebrnych medalików, a między niemi i kilka złotych.
 Blanka wybrała dwa z tych ostatnich.
 — Ile kosztują? — zapytała.
 — Po piętnaście franków każdy.
 Dziewczę wyjąwszy z pormonetki dwa luidory podało je Joannie.
 Wdowa zakrzątnęła się chcąc wydać reszty dziesięć franków.
 — Zachowaj to pani dla siebie — rzekła żywo Blanka.
 — Lecz pani...
 — Usilnie o to proszę.
 Joanna zmięszana nieco, podziękowała.
 — Zatem do przyszłego Piątku — rzekła Henryka podając jej rękę.
 Wdowa pochwyciwszy dłoń pani Rollin do ust ją przytknęła.
 — Do Piątku, niezapomnieć proszę — ozwała się Henryka.
 — Do Piątku — powtórzyła Blanka.
 I obie weszły wgłąb kościoła.
 Joanna śledziła je załzawionym wzrokiem poszeptując:
 — Jakież zdumiewające podobieństwo! To dziwne!