Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/580

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

go i zachowasz jako pamiątkę po matce, która cię kocha nad wszystko świecie!
 — Mamo! ach... mamo! — zawołało dziewczę, ocierając płynące łzy z oczu. — A powściągnąwszy się siłą woli, ażeby nie zasmucać matki:
 — Mamże kupić srebrne te medaliki? — zapytała.
 — Nie! kup złote. Jest tu w pobliżu sklep z tego rodzaju przedmiotami, przy ulicy świętego Sulpicyusza.
 — Nie potrzebujemy chodzić tak daleko — odpowiedziała Blanka wskazując ręką główne drzwi kościoła. Siedzi tam widzę przy wejściu sprzedająca. Znajdziemy to czego żądamy. Weź mnie mamo pod rękę i idźmy.
 Wsparta na ramieniu dziewczęcia, Henryka weszła po stopniach w głąb świątyni i zbliżyła się do kramu Joanny.
 Na widok wchodzących dwóch dam, wdowa podniosła się z krzesełka i utkwiła w nie badawcze spojrzenie.
 Drżenie nerwowe wstrząsnęło nią od stóp do głowy. Powiększone jej źrenice przybrały wyraz osłupienia, usta na wpół się otwarły, ręce przed siebie wyciągnęła.
 Henryka z Marya-Blanką zbliżały się zwolna zdumione tą nagłą zmianą fizyonomii sprzedającej i zatrzymały się przed kramem, gdy Joanna podchodząc ku Maryi-Blance jąkała przerywanym głosem:
 — Różo! ach... droga... kochana Różo!..
 Pani Rollin z córką przystanęły wylęknione.
 Całe zachowanie się Joanny i wyrazy przez nią wymówione, przekonywały je, że biedna kobieta była obłąkaną.
 Wdowa po Pawle Rivat wciąż z wyciągniętemi rękoma, wzrokiem pełnym macierzyńskiej tkliwości powtarzała:
 — Różo! czyliż mnie nie poznajesz... droga, kochana Różo? Przypatrz mi się dobrze, moje dziecię... Ja to jestem, którą w Przytułku w Blois pielęgnowałaś jak własną swą matkę. Ja! którą głosem tak tkliwym i słodkim nazywałaś „mamą Joanną“.
 Henryka nagle zrozumiała, że mówiąca to kobieta złudzoną została podobieństwem istniejącem pomiędzy Maryą-Blanką, a jakiemś młodym dziewczęciem imieniem Róża.
 — Mylisz się pani — rzekła do niej łagodnie — ta panienka jest moją córką, nie nazywa się Róża, ale Marya-Blanka.
 Joanna stanąwszy w osłupieniu powtarzała: