Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/536

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Życzenie Henryki chcącej z nim się widzieć o tak spóźnionej wieczornej porze, mocno go zdziwiło. Nie czuł wszelako żadnej obawy wiedząc jak ona jest mu uległą, jak słabą!...
 Nie widząc się z nią czasem po dni kilka i dłużej, a gdy znaleźli się sami, wymieniając zdania banalne, zapytywał siebie jaki powód mógł jej nasunąć myśl przywoływania go do siebie?
 Wszedłszy do saloniku i widzą po prawej i lewej swej żony księdza d’Areynes z notaryuszem, zadrżał.
 Obecność tych dwóch ludzi, tak szczerze oddanych Henryce, którzy zapewne nim pogardzali, a o czem nie wątpił, wydała mu się być zła wróżbą, posiadając wszakże, jak wiemy, łatwość ukrywania swych wrażeń, przybrał sztuczny spokój twarzy.
 — Przyszli tu widocznie-pomyślał ażeby mi prawić nauki!...
 I zbliżał się ku obecnym z uśmiechem na ustach, oraz wyciągniętemi do uścisku rękoma, wołając:
 — A kochany księże d’Areynes, kochany panie notaryuszu, jesteście u mnie, a ja nic o tem nie wiedziałem!... Komuż mam podziękować za tę miła tyle dla mnie niespodziankę?... Jakże ci jestem wdzięczny, Henryko, żeś mnie O tem powiadomiła!...
 Tu podał prawą rękę księdzu d’Areynes, a lewą notaryuszowi.
 Tak jeden, jak drugi, nieporuszyli się, ażeby ująć rękę podaną, poprzestali na obojętnym ukłonie.
 Było to jawnem wypowiedzeniem wojny.
 Pomimo całego zapanowania nad sobą, Gilbert cofnął się, groźnie zmarszczy wszy czoło.