Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/489

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

lonu gry, który jest urządzonym w suterynie, potrzebujesz tylko powiedzieć, której u kobiet posługujących: „Proszę o zielony Chartreuse“ Są to wyrazy jakie otworzą ci wejście. Zaprowadzą cię. Złożysz do kasy trzy luidory, na jakie otrzymane pokwitowanie służyć ci będzie za kartę przyjęcia i będziesz miał prawo przychodzenia trzy razy w tygodniu, gdzie będziesz się mógł zbogacić, lub też dać oskubać zupełnie, stosownie do kaprysów fortuny!
 Słuchający tego wszystkiego de Grancey, wyjął z kieszeni portfel i przy świetle lampy, jaką mu postawiono na stole pisał na karteczce:

 „Leokadja, 37. Ulica Tour d’Auvergne... Obiady... Zielony Chartreuse... Trzy luidory za prawo wejścia. Wtorek, Czwartek, Sobota“.

 We trzy godziny później, odeszło wesołe towarzystwo, udając się na drogę żelazną dla powrotu do Paryża.
 — Grancey, kazał sobie podać rachunek, a zapłaciwszy, wyszedł z restauracyi w chwili, gdy dziewiątą godzinę wydzwaniał zegar kościelny w Champigny.
 Noc była ciemna. Po dniu bardzo gorącym, atmosfera przepełniona elektrycznością.
 Wszczął się nagle wicher południowo-wschodni, a wstrząsając gałęziami drzew, sprawiał szum podobny do wzbierającego morza na wybrzeżu.
 Czarne obłoki pokrywały horyzont.
 — Burza! — wymruknął — zła dla mnie sprawa, lecz bądź co bądź tę operacye muszę do skutku doprowadzić. Spieszyć się trzeba, jeżeli niechcę przemoknąć do kości, co by mi utrudniło mój powrót do Paryża.
 Zaledwie to wymówił, wielka błyskawicą przecięła niebo, a później nastąpił huk grzmotu.
 Przyśpieszył kroku, a mimo ciemości odnalazłszy drogę nad wybrzeżem Marny dosięgnął wkrótce kępy drzew, pod któremi poprzednio spoczywał.
 Czerwone światło latarni, zawieszonej po nad stosami desek i kamieni, prowadziło go wprost do miejsca.
 Okna we wszystkich domach wiejskich były szczelnie