Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/485

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 a końcu tej ulicy, w znacznej odległości, ukazywały się cieniste drzewa rosnące na łagodnej pochyłości idącej ku Marnie.
 Zwróciwszy się na lewo, szedł tą ulica, której wygląd nic się prawie nie zmienił od roku 1871. Był to zawsze tenże sam smutny osamotniony zakątek, do którego schronił się wówczas Serwacy Duplat po stłumieniu Kommuny.
 Badając kolejno tabliczki z nieparzystemi numerami na domach, przybył wprost 9 numeru.
 Wszystko tu znajdowało się w najzupełniejszym nieładzie, charakteryzującym opuszczone domostwa.
 Osztachetowanie okalające niegdyś ogródek, zupełnie prawie zniknęło. Płot z cierni rosnących po za nim, usechł ze starości.
 Po nad spróchniałemi drzwiami, widać było tabliczkę z napisem na wpół zatartym przez deszcze:

Własność do sprzedania“.

 Dom zaledwie się trzymał. Ściany się porozpadały.
 Przez liczne otwory w pokrzywionym dachu, dawały się dostrzedz na wpół zgniłe belki.
 Był to widocznie dom nie mieszkalny, zdatny jedynie do rozbiórki.
 W trójkącie, po za ostatnią ścianą tej rozwaliny, mniemany Jerzy de Grancey spostrzegł zieleniejące się gałęzie wyniosłego drzewa.
 — Ha! ha! — wyszepnął — to zapewne ta jabłoń, o jakiej mówił Duplat w przystępie gorączki. Pomiędzy jej korzeniami znajduje się butelka ukryta przez owego kommuniste.
 Zatrzymawszy się chwilę, zaczął iść dalej i przybył wkrótce na pola poprzecinane starannie utrzymywanemi ogródkami i świeżo wybudowanemi domami.
 Tu i owdzie, wznosiły się jeszcze rusztowania, przy wyrosłych jak gdyby z pod ziemi budynkach.
 Ow były pomocnik adwokata miał umysł płodny w plany różnego rodzaju i ciągu kilku minut wykombinował zamiar, jaki postanowił uskutecznić jeszcze tej nocy.