Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/471

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Zapisał się na składkę cały personel szpitalny.
 Doktór Bordet, powiadomiony o tem co nastąpiło, zapisał się równie z innemi na pięćdziesiąt franków, a wiedziony wrodzona sobie delikatnością, złożył prócz tego do rąk Joanny, niby tytułem przewyżki, sumę sto dziewiędziesiąt franków.
 Z załzawionemi oczyma, sercem przepełnionem wdzięcznością dziękowała nieszczęśliwa matka za ten dowód współczucia dla siebie.
 Nadeszła chwila odjazdu.
 Z niewysłowiona boleścią Róża żegnała tę, która posiadała całe jej serce.
 — Odjeżdżasz „mamo Joanno” — jękała wśród łkań — a odjeżdżając unosisz z sobą mą duszę. Zabierasz me życie!
 Musiano ja wyrwać przemocą z uściśnień Joanny.
 W ostatniej chwili biedne dziewczę omdlało i przeniesiono do infirmeryi.
 Joanna oddalając się z sercem zbolałym powtarzała:
 — Ach! gdy by ż Bóg miłosierny pozwolił, aby to dziewczę było jedna z mych córek! Chwilowo miałam w to nadzieję, poznałam jednak, że to niepodobna, ponieważ człowiek, który ja ocalił, otrzymał ja z rak umierającej jej matki!

KONIEC TOMU DRUGIEGO.