Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/443

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Joanna pomimo obłąkania, uczuwała głęboką tkliwość dla tego pięknego dziewczęcia, jakie ją otaczało dziecięcem prawie przywiązaniem.
 Gdy Róza znajdowała się przy niej, nie spuszczała z niej oczu na chwile, posłuszną będąc na każde jej skinienie, jak pies wierny dla swojego pana.
 Młoda infirmerka, mówiąc do obłąkanej, miała zwyczaj nazywać ją: „Mamą Joanną“.
 Dwa te, tyle proste wyrazy wymienione przez Róże, wywoływały zwykle rodzaj rozkosznego uczucia w biednej obłąkanej. Jej obojętne spojrzenie, dziwnym natenczas zapalało się blaskiem, a pochwyciwszy rękę dziewczyny, do ust przykładała.
 Niejednokrotnie zauważyła młoda infirmerka, iż łza natenczas spływała po zwiędłem licu Joanny.
 Czem wytłumaczyć, iż obecność Róży wywoływała taką tkliwość w obłąkanej.
 Nauka zbadać by tego nie zdołała.
 Skoro tylko młode dziewczę otrzymało rozkaz od doktora, przyprowadzenia chorej do jego gabinetu, ujmowała ją za rękę i łagodnym a harmonijnym głosem mówiła:
 — Trzeba pójść zemną, „mamo Joanno“.
 Wdowa po Pawle Rivat, siedząca na łóżku, podniosła się natychmiast i szła wraz z młodą infirmerką prowadzącą ją za rękę.
 Było to w ostatnich dniach Marca.
 Miał rozpocząć się Kwiecień, a z nim i wiosna.
 Drzewa i krzewy zielenieć się poczynały.
 Słońce jaśniało w pełnym blasku na horyzoncie bez chmur. Rozwijały się kwiaty, napełniając wonią powietrze. Kwitły fijołki i pierwiosnki.
 Joanna idąc wraz z Różą przez ogród, zatrzymać się chciała.
 — Teraz, niemożna!... niemożna, mamo Joanno! — mówiła, prowadząc ją infirmerka. — Później tu powrócimy.
 Obłąkana nie stawiała oporu.
 Przybyły obie do gabinetu doktora Bordet, gdzie woźny drzwi im otworzył.
 Weszły.
 Doktor spojrzał przedewszystkiem na młodą infirmerkę,