Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/333

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Jaką panie Rollin?
 — Że będziesz o ile można najczęściej powiadamiała mnie o zdrowiu ranionego.
 — O! jeśli o to chodzi, przyrzekam. Wypełnię to z prawdziwą radością bo jestem pewna, że przynosić będę tylko dobre wieści.
 — Mam nadzieję, wszak radbym słyszeć i te które nie byłyby dobremi.
 — Będziesz je pan wiedział w każdym razie.
 — Powiadomisz mnie równie o czasie, w którym mógłbym odwiedzić twojego pana.
 — Ma się rozumieć, panie Rollin.
 A zmieniając nagle przedmiot rozmowy.
 — Tak więc pan mówisz — zapytała — iż pańska żona urodziła dziecię?
 — Przed sześcioma dniami.
 — Córeczkę?
 — Tak, zapisaną w księgach stanu cywilnego pod imionami Maryi-Blanki. Oczekiwać będziemy ze chrztem na wyzdrowienie księdza Raula.
 — Och! uczyni mu to wielką przyjemność. Zatem pani Henryka jest słabą.
 — Bardzo słabą!
 — Ale nie niebezpiecznie?
 — Teraz nie! dzięki staraniom jakie jej były udzielanemi. Niema obawy tak o życie matki, jak i o dziecka!
 — Bogu chwała! Maleńka zapewne ma mamkę?
 — Bardzo dobrą mamkę, która czuwa nad obydwiema, matką i córką.
 — Tem lepiej.
 Tu Magdalena powstała.
 Gilbert wiedział wszystko, o czem chciał wiedzieć.
 — Wracaj do swego chorego Magdaleno — rzekł do niej c— zuwaj po nad nim, jak dotąd z całem poświęceniem, a zacnemu chirurgowi powtórz odemnie najszczersze za jego gorliwość podziękowanie.
 Stara służąca odeszła ucieszona tak grzecznym przyjęciem, a tuż po za nią Gilbert pobiegł do biura telegrafu,