Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/250

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — A dziecię?
 — Zdrowe zupełnie. I właśnie też, panie Launay mówił Gilbert, zwracając się do męża owej kobiety — jeżeli rzeczy tak dobrze pójdą, jak mamy nadzieję i porządek na ulicach przywróconym zostanie, będę cię prosił o pewną małą przysługę...
 — Cóż takiego?
 — Ażebyś zechciał mi towarzyszyć do mera tego okręgu, dla spisania Aktu urodzenia mojego dziecka.
 — Jak najchętniej! Jestem na twoje rozkazy sąsiedzie.
 — Dziękuję, panie Launay. Spijcie spokojnie dziś w nocy, już bowiem koniec nieszczęściom się zbliża.
 Tu odszedł Gilbert. Jak widzimy naprzód przewidział on wszystko.
 Drzwi pouchylane w suterenach zamknięto. Wszyscy, orzeźwieni dobrą wiadomością, uspokoili się, pokrzepieni nadzieją spędzenia nocy bez trwogi o własne życie i mienie.
 Gilbert wszedł do piwnicy, w której, jak wiemy, pozostawił Henrykę na wpół umarłą.
 Biedna kobieta w chwili jego odejścia leżała w strasznej gorączce. Po owym paroksyzmie, nastąpiło ogólne obezwładnienie, oraz ospałość letargiczna, nadająca temu młodemu ciału pozór śmierci.
 W pierwszej chwili Rollin, spojrzawszy na chorą, przeląkł się.
 Pochylony po nad Henryką, ujął obie jej ręce, przygotowany, iż znajdzie je zlodowaciałemi, przeciwnie jednak, były one silnie rozpalone. Nie umarła więc ta biedna istota, a krew gorączkowo płonęła w jej żyłach.
 Leżąc bezprzytomna, nic nie wiedziała o powrocie swojego męża, o jego obecności.
 Gilbert dolał oliwy do maszynki, na której ziółka się grzały oraz nafty do lampki palącej się dniem i nocą.
 Załatwiwszy się z tem, wyszedł cicho do korytarza, gdzie oczekiwał z trwogą, łatwą do zrozumienia, na przybycie swojego wspólnika.
 Stojąc nieruchomy przy uchylonej bramie wsłuchiwał się w najlżejszy szelest na zewnątrz.
 Związkowi uciekali, gnani bojaźnią. Odgadł to po bez-