Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/237

From Wikisource
This page has not been proofread.

wzlatując w górę, rozpryskiwały się jak bukiety sztucznych ogni. Odgłos zbliżającej się walki, dobiegał coraz wyraźniej.
 Olbrzymia barykada przy Château-d’Eau zdobytą już została. Wersalczykowie śmiało na nią nacierali.
 Związkowi na przedmieściu świętego Antoniego zmuszeni byli zacięcie się bronić, wzięci od rana we trzy ognie. Oddziały wojsk regularnych oblegały okręg czwarty i piąty, a żołnierze Kommuny padali jak muchy, pod gradem kul i nawałą granatów wyrzucanych z kartaczownic Wersalczyków.
 Duplat biegł wśród tego wszystkiego ku Chemin-Vert. Zatrzymany na nowo przy innej barykadzie, zmuszony był parlamentować, jak pierwej. Przepuszczony za wygłoszeniem hasła dążył w stronę swego mieszkania ku ulicy Saint-Maur.
 Na wprost ulicy świętego Antoniego, wznosiła się znowu barykada. Nastąpiło ponowne zatrzymanie go przez szyldwacha i nowe po raz trzeci tłumaczenie Duplat’a.
 Przerażająca panika owładnęła kommunistów, broniących tego kąta ulicy, gdzie kule świszczały im nad głowami, a padając roztrzaskiwały się o ściany domów.
 — Wersalczykowie zbliżają się! Zdradzono nas! Jesteśmy otoczeni! — zewsząd wołano.
 Związkowi pół nieprzytomni i przerażeni, cofali się śpieszno w stronę bulwaru Woltera.
 Dwadzieścia kroków dzieliło zaledwie Duplat’a od jego mieszkania. Mknął pod murami domów, pochyliwszy głowę, ażeby się uchronić przed wybuchem kul, roztrzaskujących w około niego.
 Granaty na dachach pękały. Ze wszech stron płonęły pożary!
 — Do kroć piorunów! jeżeli ujdę cały, zarobiłem krwawo te sto pięćdziesiąt tysięcy franków! — pomrukiwał Duplat, chroniąc się we wgłębienie bramy jednego z domów, ażeby dozwolić przeminąć temu huraganowi ognia i ołowiu.
 Nagle, dostrzegł jakąś ludzką postać, całkiem czarną jaka przekraczała opuszczoną barykadę od strony ulicy świętego Ambrożego.
 Przypatrując się pilnie, rozeznał księdza w owej postaci.