Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/221

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 To mówiąc, Gilbert spojrzał na Merlina, stojącego w pobliżu.
 Towarzysz Duplat’a zrozumiał znaczenie tego spojrzenia.
 — A więc, zostawiam was! — odpowiedział. Idźcie razem, bez obawy... Do widzenia!
 I zniknął wkrótce w jednej z poblizkich ulic.
 Duplat z Rollinem szli razem.
 Mąż Henryki słusznie osądził, jak widzimy, że były ów sierżant, spodziewając się nowego zarobku, zapomni o tem co nastąpiło. W rzeczy samej Duplat usunął to już zupełnie z pamięci. Jedna myśl obecnie napełniała mózg jego; pośpieszyć i wyjąć jak najprędzej pieniądze ukryte w piwnicy domu przy ulicy Parmentier, poczem powrócić do siebie dla zmiany ubrania.



XXXVII.

 Wspólnik Merlin’a szedł tak prędko, że Gilbert zaledwie zdołał za nim wydążyć.
 — No! mów teraz — rzekł — o co chodzi? Szedłeś mnie szukać pod nawałą kul i granatów, spadających jak deszcz na głowę. Sądzę, że nie było to w celu zobaczenia mego oblicza?
 — Masz słuszność — rzekł Gilbert.
 Rzecz, o której chcesz mówić zemną, jest więc bardzo ważna.
 — Niewątpliwie.
 — Dotyczy ona mnie czy ciebie?
 — Dotyczy nas obu.
 — A więc mów prędko, ponieważ się śpieszę.
 — Nie na ulicy, ani wśród niebezpieczeństwa możemy o tem mówić...