Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/214

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Nastąpiła noc.
 Żołnierze będący na warcie, kładli się na trawie, rosnącej na wałach i na dobre chrapali, pogrążeni we śnie głębokim.
 Duplat sam jeden tylko pozostał trzeźwy, spokojny, zadowolony ze swego dzieła, on, współpracownik Merlin’a, poglądając wzgardliwie na tych nędzników, których potrafił uczynić ślepymi, głuchymi, zepchnąwszy na niższy stopień od zwierząt!
 Zegar wierzowy w Belleville wydzwonił wpół do dziewiątej. Powiew wschodniego wiatru przyniósł do uszu Duplata, ów dźwięk oznajmujący mu zbliżającą się chwilę, w której miał otworzyć jak szeroko bramę Saint-Gervais wojskom regularnym.
 Niebo było pochmurne i ciemne. Drobny deszcz padał, przenikliwy lodowaty.
 Duplat, wyjąwszy z kieszeni klucz od furtki w osztachetowaniu, zamykającem fortyfikacje, wziął w rękę zapaloną latarnię, otworzył furtkę i oczekiwał na zewnątrz, po za nią, niespokojny, rozgorączkowany, z natężonym słuchem i piersią z ściśniętą obawą, jakby żelaznemi kleszczami.
 Zdala od strony równiny, posłyszał oddalony tentant, nawet drganie gruntu.
 — Ten głuchy tentent i owo drganie — pomyślał — to oznaka maszerującego Wersalskiego wojska. Powiększający się ów hałas przekonywał, o zbliżaniu się armii.
 Nagle, Duplat zadrżał od stóp do głowy i obrócił się z pośpiechem. Ujrzał po za sobą, od strony Paryża nadchodzącego po bruku ulicy konia w pełnym galopie. Na koniu tym siedział jeździec.
 Serwacy pobiegł szybko naprzeciw niemu. Przy świetle trzymanej w ręku latarni, dostrzegł nadjeżdżającego majora Kommuny, wygalonowanego z pióropuszem u kapelusza.
 — Przywozi mi jakieś rozkazy, —pomyślał. — Zginie, gdyby zechciał wejść na odwach!... I, nabiwszy szybko rewolwer, postąpił na spotkanie oficera, który pędzącego konia nagle w miejscu osadził.