Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/191

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Który to z ranionych, moje dziecię?
 — Ten, z którym mama rozmawia.
 Wikary szybko przebiegłszy salę, pośpieszył do wskazanego sobie chorego.
 -Ach! to wy, księże d’Areynes, jakżem szczęśliwy, że was widzę! — szepnął raniony, padając na poduszki ze łkaniem.
 Ksiądz Raul usiadł przy nim na krześle. Hrabia de Kernoël wraz z żoną i synem, cofnęli się dyskretnie w głąb sali. Wikary ujął rękę chorego, ściskając ją życzliwie.
 — Ach! to ty... ty księże d’Areynes — szeptał, wpatrując stę łzawym wzrokiem w oblicze kapłana — o! jakże Bóg miłosierny, że cię tu sprowadził.
 — Znasz mnie więc? — pytał ksiądz łagodnie.
 — Jak nie mam znać! wszak to ty, księże wikary, połączyłeś mnie z moją Joanną w kościele świętego Ambrożego w kaplicy Najświętszej Maryi Panny.
 — Jakże się nazywasz, mój przyjacielu?
 — Paweł Rivat.
 Ksiądz Raul miał dobrą pamięć, nie tylko pamiętał zaszłe fakta, ale i nazwiska.
 — Paweł Rivat? — powtórzył tak... przypominam sobie, udzielałem wam ślub. Lecz w jaki sposób znalazłeś się tutaj, mój biedny człowieku?
 — Podczas oblężenia służyłem w bataljonie Gwardyi Narodowej.
 — Było to twoim obowiązkiem, jako francuza.
 — Obowiązek ten spełniłem. Zostałem raniony w bitwie pod Montretout.
 — Rozumiem teraz!
 — Niemieccy chirurgowie przenieść mnie tu kazali, zkąd wiem, że nie wyjdę, jak na cmentarz szeptał Paweł ze łzami.
 — Nie trać nadziei, mój synu! — odrzekł wikary, wzruszony do głębi, tak wielką boleścią nieszczęśliwego.
 Paweł westchnął głęboko.
 — Ach! już skończona! — odrzekł — skończona!... ja czuje... jestem tego pewnym! Dla siebie samego nie boję się śmierci, ponieważ mam wiarę w Boga! ale moja żona, moja biedna Joanna... co się z nią stanie?
 — Nie przychodziła tu do ciebie?