Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/190

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Tak, wiem o tem! — jakał majtek wiem dobrze! Lecz ziemia nie jest morzem, a dom nie okrętem; zresztą ciebie nie będzie w tym domu, kapitanie! Ach! podli kommuniści! — wołał, zgrzytając zębami — gdy pomyślę, że to szubrawstwo jest przyczyną tego, co mnie spotkało, mnie... który po dwadzieścia razy stałem wystawiony na ogień pruskich bateryi, nie doznawszy najmniejszego zadraśnięcia i że ot! właśnie francuska kula zrobiła mnie kaleką! gdybym pochwycił w me ręce, którego z tych gałganów, odpłaciłbym mu za to! — kończył zaciskając pięść.
 Hrabia de Kernoël usiłował uspakajać biednego marynarza, gdy poruszenie się na sąsiedniem łóżku spoczywającego człowieka zwróciło jego uwagę.
 Ow raniony, leżący pod 10 numerem, uniósłszy się z trudem, wspierając łokciami, usiadł na pościeli. Twarz jego pałała od gorączki, wielkie krople potu spływały mu po skroniach. Utkwiwszy nieruchome spojrzenie w drugi koniec sali, szeptał bez związku jakieś niezrozumiałe wyrazy.
 Pani de Kernoël zbliżyła się do jego łóżka.
 — Czego ty sobie życzysz, mój biedny przyjacielu? zapytała z ewangeliczną litością. Możebym mogła w czem ci usłużyć?
 Raniony, z wysileniem podniósłszy rękę, wskazał na księdza, stojącego przy łóżku jednego z chorych i zawołał wyraźnie:
 — Księdza!... och... księdza!
 — Chciałbyś więc pomówić z wikarym d’Areynes? Usłyszawszy to nazwisko, chory drgnął nagle.
 — Ksiądz d’Areynes? powtórzył — ksiądz Raul d’Areynes?
 I jego twarz wypogodziła się radośnie, zniknął z niej wyraz pierwotnej boleści. — Chciałbyś więc, aby tu przyszedł do ciebie? — zapytała powórnie hrabina.
 — Tak! tak! — odrzekł.
 Pani de Kernoël dała znak synowi, stojącemu opodal.
 Lucyan, zrozumiawszy o co chodzi, pobiegł z pośpiechem.
 — Księże wikary — rzekł, biorąc go za rękę — mama mnie tu przysyła z oznajmieniem, iż jeden z ranionych życzy sobie, ażebyś przyszedł do niego.