Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/171

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Do kroć tysięcy djabłów!.. bierzże i pij!.. — krzyknął porucznik. — Czemu się namyślasz? Możnaby sądzić, że pogardzasz nami?..
 Posłyszawszy to, ksiądz Raul, zrozumiał, ze nie ma czasu na rozważanie, jeżeli pragnie uwolnić się od śmierci, i wziąwszy podany sobie kieliszek, zmuszonym był trącać się znów z każdym z obecnych w tej izbie.
 — Niech żyje Kommuna wykrzyknęli chórem.
 Powtórzyć tego okrzyku Raul nie był wstanie. Wolałby był umrzeć na miejscu, niż się do tego stopnia upodlić!
 Przełknąwszy wódkę jednym haustem, postawił kieliszek na stole.
 Wstrętnie cuchnący alkohol palił mu gardło jak rozżarzonym żelazem, krew nosem buchnęła. Na szczęście żaden z pijanych bandytów niedostrzegł, że nie wygłosił wraz z niemi okrzyku na cześć Kommuny.
 Porucznik podniósł się z krzesła, zaledwie mogąc stać na nogach.
 — No! teraz, — rzekł, skoro dałeś napiwek, każę otworzyć ci bramę. Chodź! obywatelu, i zdjąwszy z haka pęk kluczów, zawieszonych przy drzwiach, wyszedł z wikarym, któremu się zdawało, że wyzwolonym został z głębi piekieł.
 Idąc, Raul d’Areynes uczuwał pewne uderzenie krwi na mózg, w uszach mu huczało, a nogi się pod nim uginały.
 Wreszcie otworzyła się brama, poza którą miał znaleźć wolność i przestrzeń.
 — Wychodź obywatelu i dobranoc! mówił oficer podając mu rękę.
 Wikary udał, że nie spostrzega wyciągniętej ku sobie dłoni, i wyszedł.
 Brama zamknęła się za nim, a pijany oficer wrócił na odwach, gdzie orgia wrzała w dalszym ciągu.
 Przyszedłszy pod fortyfikacje, Raul d’Areynes zatrzymał się i uklęknął.
 — Boże! pełen — Boże! — wyszepnął, składając ręce; dobroci i miłosierdzia, przebacz mi... przebacz! Przebacz!.. żem skłamał, dla złudzenia tych nieszczęśliwych zbłąkanych, dla ułatwienia sobie ucieczki! Przebacz mi Boże miłosierny!.. a oświeć ich, proszę!