Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/163

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Henryka podtrzymywana przez męża, zemdlała.
 Ksiądz Raul był silnym, a do owej siły fizycznej łączył krew zimną. Serwacy Duplat uczuł, że ręka wikarego miażdży mu pięść, jak gdyby młotem żelaznym.
 Zapienił się z wściekłości, z oczu tryskały mu błyskawice gniewu i cierpienia. Zawył przeraźliwie.
 — Posłuchaj! — zaczął młody kapłan stanowczym lecz tak spokojnym głosem, jak gdyby nie zaszedł żaden wypadek — zobelzyłeś mnie bez przyczyny, chciałeś mnie zabić bez powodu.
 Tu, lewą ręką, jaką miał wolną, wyrwał mu z za pasa drugi pistolet.
 — Mógłbym teraz cię zabić — mówił dalej ksiądz Raul — Zostałoby pewnie uwzględnionem, ponieważ walczę w obronie własnego życia, wszelako jako sługa Boży, przebaczam tobie! Tak, przebaczam — mówił — lecz jednocześnie nakazuje ci wyjść z tego mieszkania, opuścić je natychmiast, inaczej nie bacząc na to, że jestem kapłanem będę pamiętał tylko, że jestem człowiekiem, a ów człowiek w imieniu wszystkich uczciwych ludzi, wymierzy sprawiedliwość zabijając cię bez litości, jak się zabija drapieżne rozjuszone Zwierzę, jak się zabija psa wściekłego!
 Duplat przestraszony, cofnął się wstecz.
 — Owem drapieżnem zwierzęciem, tym psem zaciekłym, ty jesteś! zaczął chrapliwie. Poczekaj! ja cię odnajdę!
 — A wskazując na Gilberta: Jak i tego zarówno — dodał — odpłacę wam obu!
 I wybiegł.
 Henryka wróciwszy go przytomności, przypomniała sobie o tem co zaszło.
 — Ach! księże wikary, cożeś uczynił? — zawołał z trwogą Gilbert.
 — Stanąłem w twojej obronie...
 — Zgubiłeś nas i siebie. Ten człowiek jest łotrem ostatniego rodzaju, nienawidzi księży! Wszakże słyszałeś co mówił? — On tu powróci za chwile, przyprowadziwszy wraz z sobą kilku nędzników, któremi dowodzi. Zagrożonem zostało twoje życie, tak jak i nasze zarazem!