Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/146

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Wszakże tu mieszka pan Gilbert Rollin, kapitan? zagadnęła przybyła.
 — Tak jest, wejść proszę!
 Weronika weszła do pokoju.
 — Pani mnie nie poznajesz? — pytała Henryka — a jednak nie po raz pierwszy widzimy się z sobą...
 Sąsiadka Joanny wpatrywać się w mówiącą zaczęła.
 — Ach! prawda! — zawołała nagle przypominam sobie teraz! Spotkałyśmy się w kościele świętego Ambrożego.
 — W dniu bitwy pod Montretout.
 — Tak, tak! — odparła, wzdychając Weronika — przyszłaś prosić Boga, ażeby ci zachował twojego męża. Ja równie natenczas tam się znajdowałam wraz z młodą kobieta i mężczyzną...
 — A! Paweł Rivat.
 — Tak pani, to jej mąż!
 — A więc?
 — Zabity podczas bitwy, a pozostała po nim wdowa jest bardzo nieszczęśliwa i w jej to interesie przychodzę do pana Rollin.
 — Cóż pani żądasz? — zapytał Gilbert.
 — Żona Pawła Rivat znajduje się obecnie w nader opłakanem położeniu. Krewni jej męża przysełają jej niekiedy po kilka franków, co jednak znaczy ta drobna pomoc? Matce Joanny spalono domek podczas wojny, zabrano jej wszystko, nie jest wstanie córce dopomódz. Będąc sama ubogą, nie mogę również wiele dla niej uczynić, a odkąd nieszczęśliwa dowiedziała się o śmierci męża, leży w gorączce bez zmysłów. Pojmujecie, że w takich okolicznościach potrzeba troskliwej opieki, lekarstw, odwiedzin doktora i mnóstwa kosztownych rzeczy, na opłacenie których dostarczyć pieniędzy nie jestem w możności mimo najlepszych mych chęci.
 — Dla czego sąsiadka pani nie uda się do szpitala? — zapytał Gilbert.
 — Zawieźć ją tam, byłoby to tyle, co zabić! Lęka się szpitala jak śmierci! Wielu ludzi jest takiegoż przekonania, a między innemi ja pierwsza. Przyszłam więc prosić pana...