Page:Nałkowska - Książę.djvu/91

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



Jest to czarowny stosunek między mężczyzną i kobietą, którego nie psuje miłość. Jest w nim namiętność zakwefiona, nie stępiona tkliwością, nie osłabiona zbliżeniem, jest wrogość, nie dopuszczająca odkrywania stron słabych, wzajemne hiperbolizowanie się, prowadzące do szczytów patosu.

I oto siedzę sama w domu mojego męża, nie kochająca go i nie kochana przez niego — i zabijam się tęsknotą upartą i bezsensowną za człowiekiem obcym mi i dalekim, którego nie kocham także. Jest to zabawne zarazem i nieznośne.

Nie jest mi smutno — och, nie. Chodzę sobie tak po tym domu, przypominam niektóre rzeczy, wącham białą, lubieżną tuberozę na długiej, okropnie długiej łodydze, którą mi przysłał przedwczoraj Zienowicz. Z dniem każdym bardziej pachnie. Stoi pijąca wodę czystą z szklanego, przezroczystego wazonu formy wytwornej, zaokrąglonej, jak biodra kobiety, która nigdy nie miała dziecka. W wazonie tym ofiarował mi mąż mój niesłychanej kosztowności i rozmiarów bukiet w dzień pierwszych mych urodzin z czasów narzeczeństwa. Dziś