Page:Nałkowska - Książę.djvu/73

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
65
 
 

piękne marzenie. Meteor — blask — lot — dziw — Na wszystkie dni żywota.

Zakryła oczy obiema rękami i zaczęła płakać głośno i naiwnie, jak dziecko. Że sen jej życia był zawsze tylko snem.

Chwilę siedziałam cicho — zmieszana, lękając się obrazić ją jakiemiś banalnemi słowami uspokojenia.

Potym wstałam, przyszłam do niej i przytuliłam głowę do jej ramienia.

— Taki śliczny jest pani mit — rzekłam miękko.

Opuściła ręce na kolana i przeciągle patrzyła w moje oczy. Kremowe powieki, delikatnie zaróżowione od płaczu, zesuwały się coraz węziej na promiennym blasku jej źrenic topazowych, które wpijały się we mnie poprzez mrok rzęs brunatnych, splątanych, wilgotnych jeszcze od łez, spojrzeniem niewymownej słodyczy i jarzmiącego upojenia.

— Czytała pani Louys’a „Amie complaisante"? — zapytała cicho.

— Może — — Tak — — rzekłam, czerwieniąc się w półmroku.

— Gdzie rówieśnica Selenis mówi do Bilitis: jestem Lykasem, zamknij tylko oczy... oto ramiona jego i usta...

Spuściłam głowę.

— Niechaj mi pani będzie dziś dobrą Selenis — szepnęła cicho, słodko i władnie, jak pokusa. —